Subiektywna relacja z Coperniconu 2017

Subiektywnie, bo, niech mnie coś strzeli, ale kocham ten konwent. Subiektywnie, bo po trzech latach przerwy wróciłam na konwent jako szary, zwykły uczestnik i bawiłam się przednio. No i kurcze… Toruń jest piękny, uczestnicy konwentu są cudowni, a organizacja jest… No jest świetna. Ja wiem, że nikt nie chce czytać relacji z dobrych konwentów, bo to takie tam bez sensu jest. No, ale może jednak kogoś zaciekawi to i owo. Zdjęcia są! (Mało, ale są.)

Na początek bardzo ważna informacja dla wszystkich tych, którzy nie znają mnie jako konwentowiczki. Jestem dziwką na prelekcje. Na konwenty jeżdżę głównie po to, żeby posłuchać ludzi mądrzejszych ode mnie, którzy opowiadają o swoich pasjach. Cudo. Tak też właśnie przed wyruszeniem na Copernicon przeczytałam znaczną część programu i wybrałam te prelekcje, na które chcę iść. Tu pierwsza rzecz, która jest magiczna w tym konwencie. Pewnie wiecie, że dość często zdarza się, że niektóre punkty programu są odwoływane z takich lub innych powodów. Coperniconu to nie ominęło, ale program na stronie internetowej był na bieżąco aktualizowany <3

Borze Szumiący… Jaki ten Maius piękny jest!

No to jak to było z tymi prelekcjami?

Zielarstwo dla opornych – czyli o roślinkach, które są faktycznie przydatne. Panel poprowadzony tak merytorycznie, że przez chwilę zastanawiałam się czy ja na pewno jestem na konwencie. Jako pierwsza atrakcja, którą odwiedziłam na Coperniconie zrobiła mi dzień. Nie wyniosłam z niej wielu nowych informacji (zasługa mojej mamy – ona wie na co jest dziurawiec, a na co bylica piołun), ale bawiłam się przednio.

Głupota średniowiecza vs głupota współczesności – kto wygra ten wyścig? Panel jak smutne zderzenie z rzeczywistością. Gdzieś na samym początku wypowiedzi prowadzącego zgubiłam wątek. Coś było o krojeniu chleba telefonem, o pochodniach z mieczy świetlnych (?) i broni palnej. Niestety więcej nie zrozumiałam, ale chyba wyszło na to, że my jednak jesteśmy gorsi.

Co się stało z mitologią słowiańską? – czyli Witold Jabłoński, który opowiada o tym, że generalnie coś się zjebało, bo znamy lepiej mitologię germańską, grecką czy celtycką, a o swojej własnej nie możemy powiedzieć za dużo. Panel trochę otwiera oczy, trochę wzbudza chęć do przewertowania naszych mitów, trochę też chce się od niego pić piwo. Ja nie wiem, mnie nie pytajcie.

Na zdjęciu zaprezentowana jest klasyczna tablicowa sztuka konwentowa.
Gdzie się podziali paladyni, o ile kiedykolwiek istnieli? – czyli generalnie Paweł Majka opowiada. Zupełnie szczerze – ja tego człowieka mogłabym słuchać nawet, gdyby ostro bredził. Nawet, gdyby opowiadał mi o tym jak kopulują nietoperze… Ale tym razem było o paladynach, czyli o tym, że w popkulturze zaczęliśmy wielbić postacie, które mają w sobie sążny kawał tego złego pierwiastka, bo inaczej postać jest jednowymiarowa i nudna. Mnóstwo świetnych spostrzeżeń, błyskotliwych żartów i sarkazmu.

You know nothing! Intrygujące dewiacje seksualne – czyli o tym, że w temacie spierdoleń seksualnych wszyscy jesteśmy Johnami Snowami. Prelekcja, która według autora rozbiła frekwencję na Pyrkonie i w sumie zrobiła dokładnie to samo na Coperniconie. Ludzie na ludziach, na potworach, na druidach, na stworzeniach zza lustra i na większej ilości ludzi. Jak pewnie domyślacie się taka prelka może wyjść tylko na dwa sposoby – binarnie – albo będzie zajebiście, albo bardzo słabo. No, ale prowadził ją Simon Zack (w którym możliwe, że delikatnie się zakochałam), więc mogło być tylko świetnie.

No, ale Copernicon to nie tylko prelekcje.

Zakupki

Wystawcy w tym roku zostali ulokowani w namiocie na Rynku Nowomiejskim, co jak na moje było świetnym posunięciem. Głównie dlatego, że dzięki temu wiele osób spoza konwentu mogło obczaić co tu się w ogóle wyprawia. Moje jedyne ale co do wystawców w tym roku, to fakt, że było ich coś mało jak na taką imprezę. No, ale z drugiej strony nie można za to winić samego Coperniconu (a właściwie jego Organizatorów). Ja nachapałam się tego, co chciałam, więc nie będę jęczeć.
Absolutne skarby.

Gżdaczów jak mrówków

Ja nie wiem czy Gżdacze na Coperniconie rozmnażali się przez pączkowanie czy po prostu było ich tak dużo… Ale chwała im – każdemu z osobna. Byli wszędzie, byli pomocni, uśmiechnięci i pomagali nawet wtedy, gdy nie zdążyłam jeszcze nawet poprosić o pomoc. Cud, nie ludzie. Drodzy Organizatorzy, skąd wyście wytrzasnęli tych ludzi? A ponad to wszystko… Jak na tym konwencie było czysto! Kosze zawsze opróżniane na czas, krzesła ustawione, każdy prelegent z wodą – elegancko!

PIÓRA!

Tak się przypadkiem (albo może i nie?) stało, że w weekend 23-24 sierpnia Toruń obchodził 20. rocznicę wpisania Zespołu Staromiejskiego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W sobotę z tej okazji na Rynku Staromiejskim odbył się pokaz podniebnej akrobacji i innych dziwów, na który oczywiście nie poszłam, bo… ehkm… #dewiacje. Były dźwigi, byli panowie w rajstopach, był wielki anioł… No i pióra, które elegancko zostały rozpizgane po całej starówce. WSZĘDZIE. Nie muszę chyba wspominać jak wielką radochę sprawiło to nie tylko mieszkańcom Torunia, ale też konwentowiczom. Well played, Copernicon, well played.

Komunikacja

Organizatorzy Coperniconu postarali się, żeby konwentowicze byli dobrze poinformowani. Fanpage i wydarzenie konwentu były aktualizowane na bieżąco i nikt nie wciskał ludziom kitu. Tak, internet padł i ludzie nie mogą kupić akredytacji, tak punkt programu został odwołany, tak sleepy są otwierane dopiero o tej i o tej. W miarę sprawnie szło też odpisywanie na pytania uczestników na fejsie, którzy mieli wątpliwości co do różnych spraw. Cudne jest też to, że Copernicon nie wciskał ludziom kitu, że punkty programu nie są porozwalane po całej starówce. Dlatego też prelekcje kończyły się 15 min wcześniej, żeby każdy mógł skoczyć do toalety albo zmienić budynek w przerwie. Udawało się? Zupełnie szczerze – nie zawsze. Z drugiej strony byłam tego zupełnie świadoma, więc nie będę jęczeć.
A tak spaliśmy!

I jeszcze podziękowania

Wielkie dzięki dla Dominiki, która była moją towarzyszką całej tej podróży. Za wszystkie kawki, jedzenie i śmianie się z notatek pisanych na telefonach. Super, że byłaś i jesteś.
Słowa podziękowania dla Organizatorów, bez których całe to wielkie święto fantastki nie mogłoby mieć miejsca. Za nerwy, stres i cierpliwość.
Ogromne podziękowania dla Patrolu (którego niektórzy członkowie straszyli mnie pogryzieniem jak zapiekankę), Medyków (z którymi całe szczęście nie miałam przyjemności bliżej się poznać), Technicznych (którzy podobnie jak Gżdacze pojawiali się znikąd i magicznymi dłońmi sprawiali, że mikrofony jednak działały), Gżdaczy (o których już więcej nie wspominam, bo już wiedzą, że są super), zaproszonych Gości (których znaczna większość, to naprawdę spoko ziomki, a nie jakieś brzydale o rozdmuchanym ego).
No i dla Was wszystkich, Konwentowicze! Dzięki, że byliście i mam nadzieję, że jeszcze będziecie, bo skoro Copernicon po trzech latach olewki na konwenty zmusił mnie jednak do odwiedzenia Torunia, to możliwe, że za rok się widzimy znowu!
Ktoś zapoznał fajne koleżanki i zabrał je ze sobą do Poznania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *