Tak słowem wstępu – Manic Panic to pół permanentna farba do włosów, która swoją popularność zawdzięcza zdaje się szerokiej gamie kolorów i odcieni. Co oznacza, że jest pół permanentna? Generalnie tyle, że zachowuje się bardziej jak toner niż farba, ale nie da się jej zupełnie zmyć. Na moich naturalnych włosach nie wypłukuje się prawie w ogóle, ale z rozjaśnionych pasm zmywa się prawie do zera. Żeby nie było za nudno wrzuciłam Wam do wpisu zdjęcia, które pokazują w jaki sposób odcień włosów zmienia się z czasem.
Gdzie kupić farbę Manic Panic?
Ile farby potrzebuję?
Po pierwsze – przygotowanie! Zanim zaczniecie malować włosy farbą Manic Panic warto ogarnąć jak bardzo intensywny odcień koloru i jaki ton chcecie mieć na głowie. Z doświadczenia wiem, że Manic Panic co prawda świetnie się trzyma na nierozjaśnionych włosach, ale kolor wychodzi raczej smutny. Jeżeli macie ciemne włosy, a chcecie uzyskać kolor o podobnej intensywności co mój, warto pomyśleć o rozjaśnieniu włosów. Wszystkich bardzo gorąco zachęcam do rozjaśniania włosów u fryzjera – niekoniecznie dlatego, że zrobią Wam to lepiej, bo lepiej się znają… Mają po prostu lepszej jakości rozjaśniacze, którymi raczej nie spalą Wam włosów. Gdybym miała fundusze, a co za tym idzie nie przerażałyby mnie tak bardzo kwoty w stylu 180 zł za samo ombre, to zdecydowałabym się na pewno na fryzjera. No, ale utrzymuję się sama, nie chciało mi się oszczędzać, a branie kredytu na fryzjera mnie nie jara, więc u mnie w ruch poszła stara, dobra Joanna. Kosztuje grosze, dostępna jest w zdaje się każdym Rossmanie. Włosy nie zniszczyły się mocniej niż przewidywałam, że się zniszczą, a efekt był super. Problem z tym rozjaśniaczem jest jeden – możliwe, że rozjaśni Wam włosy bardziej niż chcieliście, a kolor może być dodatkowo bardzo nierówny. Mnie to niespecjalnie zabolało, bo i tak farbuję się na żarówę, a po położeniu Manic Panic i tak nie widać, że kolor jest miejscami nierówny.
Co do tonu – jeżeli marzy Wam się srebrne, niebieskie albo fioletowe włosie, polecam użyć tonera. Na tym temacie nie znam się za bardzo, bo nie malowałam sama na takie odcienie, ale sam zdrowy rozsądek podpowiada, że jeżeli chcecie mieć chłodny ton na głowie, to musicie mieć pod spodem coś, co nie będzie żółte albo pomarańczowe. W innym wypadku z niebieskiego bardzo szybo zrobi się Wam zielony. I będzie smutek.
Czego potrzebuję do malowania?
Opcjonalnie możecie zaopatrzyć się jeszcze w wazelinę lub olej kokosowy na uszy i skronie. Ja tam trzaskam na yolo, ale jeżeli nie kręcą Was kolorowe plamy na twarzy, to polecam.
No dobrze. Farba w łapkach, włosy rozjaśnione i stonowane, przyrządy skompletowane… To co teraz?
Osobiście kładę Manic Panic zawsze na brudne włosy, mimo zaleceń producenta, żeby kłaść ją na świeżo umyte. Dzielę włosy na trzy części – mniej więcej tak, jak mam je rozjaśnione i nakładam farbę na włosy szczoteczką. Nie mam jakieś specjalnej taktyki co do nakładania, ale warto zaznaczyć, że Manic Panic jest niesamowicie gęsta, gęstsza nawet niż rozjaśniacz i żeby dotrzeć do każdego włosa w paśmie, trzeba się postarać. Stąd też sugeruję, żeby brać bardzo małe pasemka włosów (około pół centymetra), a po nałożeniu farby szczoteczką rozmasować pasmo palcami. W związku z taką konsystencją farby w oficjalnej instrukcji jest napisane, żeby włosy po farbowaniu jeszcze rozczesać grzebieniem. Ja to tak się niespecjalnie z tym zgadzam, bo mam wrażenie, że grzebień ściąga sporo farby, ale mogę się mylić.
![]() |
| Stan włosów przed malowaniem – 21 września. Tak, wiem, końcówki błagają o ścięcie. |
Co po malowaniu?
I to z grubsza wszystko, co o malowaniu Manic Panic można powiedzieć. Kolorki jak na załączonych zdjęciach wyglądają naprawdę super, szczególnie kolor Pillarbox Red, którego ja używałam. Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania, to walcie śmiało.





