Na wszystko co się dzieje w sprawie imigrantów patrzyłam trochę z boku, bo temat tak naprawdę mnie nie dotyczy. Zupełnie. Przez kolejny rok nie będę pewnie miała swojego miejsca, gdzie mogłabym przyjąć potrzebującą schronienia osobę. Nie będę pewnie miała też zupełnie swoich pieniędzy, które mogłabym wydać na pomoc. Dlatego też nie czułam potrzeby zajmowania jakiegokolwiek stanowiska. Nadal go nie zajmuję. Po prostu mam pewne refleksje, którymi chcę się podzielić na tym kawałku internetu, którym sobie tutaj rządzę. Chcę tylko powiedzieć parę rzeczy tak trochę w przestrzeń. Tak trochę do nikogo. Tak trochę wcale-nie-do-Ciebie.
Naiwnie wierzę nadal, że dobroć dana zwraca się w najmniej oczekiwanych momentach. Wierzę, że kiedyś każdy mój uśmiech i każda zeskanowana notatka, i każda pożyczona książka kiedyś mnie uratuje. Póki co wszystko działa bardzo dobrze. Każda spotkana osoba jest dla mnie (jakkolwiek pompatycznie by to nie zabrzmiało) czystą kartką. Jeżeli wypełnię ją ciepłem, miłością i dobrym nastrojem, to pewnie to tam zostanie. Niektórzy patrzą ze zdziwieniem i pytają Ale jak to on ci pomógł? Przecież to jest buc bez empatii – on nikomu nie pomaga! Odpowiedź nie jest prosta – nie wiedziałam, że taki jest. Potraktowałam go tak, jak potraktowałabym każdego człowieka. Dlatego mam świetnego kumpla. Wy znacie go jako buca. Nie, nie jest mi przykro. Z racji tego, że każdy nieznajomy jest białą kartką, to nie jest na przykład Polakiem, Niemcem, gejem, rasistą, anorektyczną, uczniem liceum, kierowcą taksówki. Jest człowiekiem. Białą kartką.
Tak nawiasem mówiąc (wybaczcie zbaczanie z tematu, ale to moje podwórko – mogę sobie tu zbaczać ile chcę) człowiek – biała kartka brzmi jak imię bardzo beznadziejnego superbohatera. Człowiek Biała Kartka! Pomaga studentom na egzaminach! Uczniom na kartkówkach! … Wiem. Powinnam się zamknąć… Do tematu!
Nie boję się ludzi. Dlatego też nie boję się imigrantów. Tak samo jak nie boję się dowolnej inności. Boję się tylko jednego rodzaju ludzi – tych, którzy krzyczą. A najbardziej boję się tych najgłośniejszych. Bez względu na to po jakiej stronie konfliktu stoją. Nie dzielę ludzi na ich – tych złych i nas – tych dobrych. Z drugiej strony nie dzielę też ludzi na ich – tych dobrych i nas – tych złych. Daleko mi do gloryfikowania czegokolwiek. Nie dzielę ludzi w ogóle. Nieznajomych postrzegam nie przez pryzmat ich języka, koloru skóry czy tego, z jakiego kraju mają paszport. Mówisz do mnie po polsku? Super! Dogadamy się świetnie. Mówisz po angielsku? Nie ma problemu! Może nie dogadamy się świetnie, ale jakoś wybrniemy. Mówisz w języku, którego nigdy nie słyszałam? Też dobrze! Na migi da radę załatwić naprawdę dużo!
Część ludzi pewnie powie mi, że inaczej będziesz śpiewać, jak jakiś brudas złapie cię w ciemnej uliczce i zgwałci. Szczerze mówiąc to fakt, że w Polsce pojawią się/pojawiają się imigranci nie zmienia mojego poczucia bezpieczeństwa. Wiem, że coś takiego może mi się zdarzyć zawsze, bo przecież pozory to tylko pozory, a odpierdzielić może też Twojemu przemiłemu sąsiadowi. Bo nagle straci pracę, rzuci go żona albo po prostu jakiś trybik przeskoczy w jego głowie i tyle. Wyjdzie na ulicę i zacznie mordować. A zacznie od Ciebie, bo kiedyś nie pożyczyłeś mu soli. Dodatkowo pragnę tutaj zauważyć, że nie gwałci narodowość, kultura czy kolor skóry. Gwałci pełen agresji człowiek. I to właśnie dlatego boję się agresywnych ludzi. Bez względu, po której stronie barykady są albo po której stronie barykady stawiają mnie. Agresja nie ma imienia. Nie ma znaczku z krajem czy religią.
Wszyscy mamy prawo się bać inności, ale rzucanie wyzwiskami na prawo i lewo tylko dlatego, że się boimy wydaje mi się być trochę głupie. Zawsze prycham śmiechem, gdy czytam komentarze tych wszystkich przestraszonych internautów (najczęściej zresztą anonimowych). Wy tak na poważnie? Tak jest bardzo łatwo, prawda? Krzyczeć w tłumie ludzi na inny tłum ludzi. Dużo trudniej byłoby wyjść i powiedzieć to prosto w oczy osobie z tej drugiej strony. Szczególnie, gdy taka osoba patrzy na Was z nadzieją i ufnością. Uwierzcie, że nie warto kłócić się o takie rzeczy w internecie. Jest masa innych sposobów na zagospodarowanie swojej energii. Wybierajcie swoje wojny rozsądnie, bo może przyjść kiedyś taki czas, że staniecie z całym swoim dobytkiem na plecach, za Wami będzie płonął cały świat, który znacie. Popatrzycie wtedy przed siebie i trochę z niedowierzaniem zapytacie Co dalej? Wtedy niestety krzyki nie wystarczą, bo krzyczeć będzie cały Wasz świat.
Jest jeszcze wiele rzeczy, które chciałabym tu napisać, ale chyba już sobie podaruję. I tak pewnie napisałam za dużo. I tak pewnie oberwie mi się od tych wszystkich wkurzonych, którzy krzykiem będą chcieli przekonać mnie, że mają rację. Jak dobrze, że to już na mnie nie działa.
I tak. Wiem, co mówicie za moimi plecami. Spokojnie. Nie przeszkadza mi to. Dla mnie nadal jesteście białymi kartkami.

