Gorąc, deszcze, praca, dorosłe życie – ostatni miesiąc

Lato w pełni. Wakacje, czas podobno wolny. Ja paradoksalnie mam go ciągle za mało. Franek pisze. Patrzę trochę pusto w okno czatu na Fejsie i zastanawiam się, ile tak naprawdę czasu minęło od naszej ostatniej rozmowy. Ale takiej prawdziwej. Nie urwanej jakimś głupim gifem. Nie urwanej emotką. Prawdziwej rozmowy, do której mam energię i czas. Jakąś koncentrację czy coś.

Ostatni miesiąc był dla mnie jak kolejka górska – szybki, przerażający i… emm… mokry? Serio, w życiu tyle razy nie zmokłam, co ostatnio. W czerwcu spotkałam się z dawno niewidzianą przyjaciółką, przeżyłam trudne ataki paniki, próbowałam nowego jedzenia i nowych gier… Czasem też gierek. Uczyłam się grać w karty i kartami. Znalazłam pierwszą w życiu poważną pracę, poszłam na urodziny przecudownej koleżanki z pracy (powodzenia w nowej pracy, Małgo!), umierałam ze strachu o zdrowie i życie innej (oszczędzaj się, do cholery, Aniu. I nigdy więcej gorsetów -.-). Poznałam kuzynkę Lubego, nauczyłam się piec nowe ciasta i ciasteczka. Rzuciłam w pizdu tę poważną pracę i pierwszy raz w życiu tak naprawdę kogoś wyśmiałam. Dobrze, że przynajmniej nie publicznie.

Publicznie za to byłam ciągle irytowana przez właścicielkę miejsca, w którym pracowałam. Ludzie, serio, nie gódźcie się na obrywanie ciągle po twarzy. To do niczego nie prowadzi. Nauczyłam się za to w tym miejscu jak lać piwo z kija i jak nakładać lody. Dodatkowo wiem też, że są na świecie ludzie, których po prostu nie jest się w stanie zadowolić. Nigdy. Ten brak zadowolenia wiąże się czasem z totalnym debilizmem tych ludzi. Trafiłam na okrutne połączenie.

W ostatnim miesiącu napisałam pierwszy w życiu tekst na zlecenie przez internet. Poszło świetnie, chcę więcej! Załatwiłam też swoje dorosłe sprawy. Poszłam zupełnie sama do urzędu i nie spanikowałam przed drzwiami. Panika dopadła mnie dopiero przy okienku, ale wtedy było już za późno i musiałam sobie odpuścić panikowanie. W lipcu wybrałam się na poważną rozmowę kwalifikacyjną i w jeden wieczór nauczyłam się więcej o umowach niż przez całe życie. Dorosłość boli. Dodatkowo pieprzła mi jedyna żarówka w pokoju, więc wieczorami siedzę przy świecach. #ekologicznie #romantycznie #chujaprzytymświetlewidzę -,-

Czerwiec i początek lipca nie oszczędzał mnie. Ani psychicznie, ani fizycznie. Stopy mam całe w odciskach i pęcherzach, włosy cierpią na brak odżywki, małe palce u rąk trochę mi odpadają. Życie, życie. Gubię się w dniach, godzinach snu… Albo jego braku. Po nocach śnią mi się demony, praca, cukier w herbacie i złe teledyski. Źle spienione mleko, stłuczony pucharek do lodów, spóźnienie. Czasem też klocki Lego. Średniowieczne zamki, pola pszenicy, brązowe oczy.

Na następny miesiąc życzę sobie mniej stresu, trochę więcej pogodnych dni i śmiechu. Takiego zwykłego, życzliwego. Lepszej herbaty, mniej kawy, więcej tańca i spokojnych nocy, pełnych zdrowego snu. Wam w sumie tego też życzę. Trzymajcie się ciepło i piszcie czasem. Bez Was jest strasznie smutno w tym dorosłym, głupim świecie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *