Monolog wewnętrzny

by Tim Marshall

Coś nie umiem złożyć sobie myśli do kolejnego wpisu, więc piszę monolog, bo takie pierdzielenie przyjemnie odpręża. Podobno też dobrze działa na składanie myśli. No to tak właśnie sobie popieprzę trochę. Don’t mind me.

Wie ktoś z Was jak się wyłącza kreatywność? Albo wyobraźnię? Nigdy mi to nie przeszkadzało, ale teraz jestem zdesperowana, żeby jakoś uciszyć umysł. Zamykam oczy, a wokół mnie buduje się zupełnie nowy świat. Widzę nowe budynki, ludzi, stworzenia. I to wszystko w takich szczegółach, w jakich nie widzę nawet świata rzeczywistego. Może to kwestia choroby, a może po prostu mam problem z nadmierną wyobraźnią. Tak czy inaczej chciałabym to wyłączyć. Zawsze zdawało mi się, że można się tego pozbyć przez spisanie swoich wyobrażeń. Wtedy umysł powinien się oczyścić i przestać na tym skupiać. Ale teraz to nie działa. Ani trochę. Może piszę za mało, a może właśnie przez pisanie moja kreatywność dostaje pierdolca? No idea.

Myślę już o świętach, serio. Nie czuję już zupełnie Bożego Narodzenia. Miasto zabrało mi magię. Czuję za to ogromną potrzebę malowania jajek i siania ziółek. Nie umiem nawet zaopiekować się dobrze moim kaktusem, a co dopiero taką bazylią czy inną kozieradką… Ale chciałabym. Wiosna na wsi zawsze pachnie tak inaczej. Tak zdrowo, świeżo. Pachnie zielenią, wilgotną ziemną i chyba nadzieją. Chociaż co do tego nie mam pewności. Marzę sobie o Wielkanocy. Śmiesznie trochę, bo przecież nie lubię za bardzo wiosny. Lata zresztą też. Ale lubię zielone liśćmi drzewa. I miękką trawę. Spacery, gdy ptaki wyśpiewują psalmy ku chwale słońca. Tylko ta temperatura. Za gorąco, żeby żyć!

Może potrzebuję po prostu zmiany w moim otoczeniu? Jakieś nowej znajomości, nowych rozmów, sukienki. Czuję się odrobinę zamknięta w swojej głowie. Pukam w nią od środka, ale nic się nie dzieje. Może wiosna zrobi mi dobrze w głowę? Oby. Bo jeżeli nie, to będę musiała tak zupełnie sama zacząć pracować nad sobą. A to oznacza wysiłek. Ostatnio największym wysiłkiem w moim życiu było pisanie. Nie wiem czy to tak dobrze o mnie świadczy, więc póki co siedzę cicho. Kiedyś zacznę krzyczeć. A może nie. Lubię może. Morze. Nie umiem pływać, a Gdańsk kojarzy mi się tylko z rozczarowaniem i udawanym śmiechem. Czasem też z żałosnym, żałosnym człowiekiem. To chyba za dużo. Za dużo, żeby o tym myśleć. Kiedyś wypłynę na morze i skopię mojemu potworowi tyłek. A póki co siedzę w mieszkaniu, siorbię herbatę z cytryną i zastanawiam się czy to pisanie ma w ogóle jakiś sens.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *